Projekt sierpniowy – liczby

ksiazki numbersDzień czwarty. Uwielbiam liczby, choć może się to wydawać dziwne z moim doktoratem z literaturoznawstwa. W szkole podstawowej miałam rewelacyjną nauczycielkę matematyki. Była bardzo wymagająca, ale sprawiedliwa. Nigdy Jej nie zapomnę. Bałam się bardzo, ale gdy czegoś nie rozumiałam, zawsze zgłaszałam się do tablicy. Dzięki temu problem przestawał istnieć, a w mojej głowie wszystko układało się w logiczną całość. Przyznam się, że nawet brałam udział w olimpiadzie z matematyki i na etapie międzyszkolnym zajęłam drugie miejsce, a sala gimnastyczna, na której pisaliśmy była wypełniona po brzegi! Potem już nie miałam czasu się uczyć, bo pani z rosyjskiego też chciała, żebym reprezentowała szkołę w podobnym konkursie :). No cóż, już wtedy, w siódmej klasie, zrozumiałam, że dwóch srok za ogon łapać nie można! Nauka nie idzie w las!
W liceum wybrałam klasę humanistyczną. Moją wychowawczynią w szkole średniej i podstawówce była nauczycielka polskiego. Chyba dlatego już w wieku jedenastu lat wiedziałam, że pójdę do liceum, do humanistycznej, a potem na studia na filologię polską. Tak. Nie byłam tylko pewna, gdzie będę studiować. Z liceum mam bardzo dobre wspomnienia. Ania, moja wychowawczyni i mentor, prowadziła nas bardzo odpowiedzialną, ale jednocześnie pozostawiającą luz, ręką. Kiedy cię nie było albo się spóźniłeś i podałeś prawdziwy powód, miałeś usprawiedliwione. Kiedy ściemniałeś od razu wiedziała i miałeś przechlapane! Raz uciekliśmy z lekcji. Raz. Wezwali Ją na dywanik do dyrekcji. Na drugi dzień mieliśmy rozmowę z wychowawczynią. Nie krzyczała. Powiedziała tylko, żebyśmy następnym razem pomyśleli o Niej. Ona nie może uciec. Byliśmy wówczas na tyle odpowiedzialni, że nigdy więcej nie uciekliśmy. Ale za to strajkowaliśmy! Pewnego dnia, już nawet nie pamiętam z jakiego powodu, przyszliśmy do szkoły ubrani na czarno, zasiedliśmy na środku wielkiego korytarza, rozwiesiliśmy hasła i zaczęliśmy strajk. Chyba chodziło o pierwszy dzień wiosny, którego nie pozwolili nam zrobić. To były czasy!
Kiedy kończyłam szkołę i nieco wystraszona myślałam: ludzie, gdzie i czy w ogóle dostanę się na studia – ja z prowincji, Ania podeszła i powiedziała – „Nie martw się Anka, i tak zostaniesz nauczycielką”. Martwiłam się zatem trochę mniej. Dostałam się do Gdańska i do Torunia. Wszędzie były egzaminy z kilku przedmiotów. Też ich nie zapomnę! Zwłaszcza ustnych!
Na studiach uwielbiałam logikę. Chyba dlatego, że jest tak bardzo strukturalna jak matma. Doceniłam też w końcu językoznawstwo, choć nie był to nigdy mój konik. Jednak pracę magisterską, jak i doktorską poświęciłam literaturze. Jakoś bardziej mi w niej do twarzy. Pozwala na większe pole manewru mojej wolność kochającej duszy.
Nie przestałam wszakże lubić liczb. Myślę, że przyczyna tej fascynacji tkwi w strukturze i porządku, które liczby dla mnie reprezentują. A tego właśnie – struktury i porządku – potrzebuję w życiu do normalnego funkcjonowania.
A jak wyglądają Wasze uczucia w stosunku do liczb?

2 thoughts

  1. Ja nie odziedziczyłam w genach Twojej miłości do matematyki, podstawówka to był horror (wychowawczyni-matematyczka, jak się czegoś zapominało, kazała podchodzić do biurka za spuszczoną głową i „prosić o kropeczkę”. W liceum też mi się dobrze nie trafiło i pani L. nie była w stanie zarazić mnie miłością do liczb. A z logiki na uniwerku uciekałam, bo wykłady nie były obowiązkowe 😛

    Polubione przez 1 osoba

    1. Przykro mi Siostrzyczko! To bardzo dobry przykład jaki jest wpływ nauczyciela na stosunek do przedmiotu u ucznia. Jesteś za to doskonałą, uwielbianą przez wszystkich anglistką. To odziedziczyłyśmy w maminych genach! Hehehehe

      Polubienie

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s