In vitro – droga do dziecka

Foto Linh Nguyen/ unsplash
Foto Linh Nguyen/ unsplash

Od dłuższego czasu w mediach wrze na temat in vitro. Współczesne polowanie na czarownice w kraju, którego światowa opinia mieniła krajem tolerancji. Tak sobie myślę, że tylko w okresie renesansu można było o jako takiej tolerancji mówić, bo przecież nazywano naszą Matkę Rzeczypospolitą państwem bez stosów. Ale już wtedy, w cieniu tej tolerancji wyganiano Braci Polskich albo kazano im przechodzić na katolicyzm. No cóż, dziś chce się, by współczesny świat powrócił nagle do średniowiecza, by tylko natura decydowała o byciu lub nie istoty ludzkiej. Celowo nie używam tu słowa Bóg. Bo niech mi któryś z tych walczących obrońców wiary powie, że Bóg jest przeciwny tym cudownym, pięknym dzieciom!
Pozwólcie tym dzieciom być. Odczepcie się raz na zawsze! Czy zdajecie sobie sprawę, jakim poświęceniem rodziców jest okupiona decyzja o posiadaniu „dziecka ze szkła”? (Cytuję tu tytuł książki mojej facebookowej znajomej Dagmary: tu https://www.facebook.com/pages/Dziecko-ze-szk%C5%82a/397868153757779?fref=ts). Ile to wizyt w szpitalu, godzin w poczekalni, wraz z innymi oczekującymi na cud. Ile bolesnych zabiegów, ile łez z powodu nieudanych prób, ile nadziei i rozpaczy. Często bez wsparcia rodziny i przyjaciół, którzy nie rozumieją. Bo jak? Tylko ktoś, kto staje w obliczu takiego wyboru i być albo nie być marzenia swego życia, jest w stanie zrozumieć, że zajście w ciążę dzięki in vitro to prawdziwy cud. Oglądał ktoś ten odcinek „Przyjaciół”, gdy Phoebe decyduje się zostać matką zastępczą dla dziecka swojego brata? Lekarz poinformował ją, że umieszczą jej w macicy pięć zarodków, jednak jest tylko dwadzieścia pięć procent szans na to, że któryś z nich zechce tam zamieszkać. To film, a rzeczywistość jest często smutniejsza, pięć prób bez rezultatu. Zastanawiał się ktoś, co dzieje się z psychiką pary, która po raz kolejny dowiaduje się, że nie dziś, nie tym razem.
Mnie sama myśl o tym odwiodła od próby. Nie miałam już sił walczyć i był Syn. Miałam jedno marzenie obok mnie, cały czas. Jednak inni nie mają. Nie mogą powiedzieć, no cóż, trudno, poddaję się. Nie mogą, bo nie chcą porzucić nadziei na największy dar, jakim dla nich jest dziecko. Dlatego walczą do końca. Czasem ta walka ma szczęśliwe zakończenie. Wiele par musi jednak pogodzić się z faktem, że nauka nie jest im w stanie pomóc. Póki jednak jest nadzieja, póki są fantastyczni specjaliści, dlaczego mamy się od tego odwracać i opluwać innych. Tym, którzy to robią przypominam o miłosierdziu, głównym z haseł Kościoła za czasów Jana Pawła II. I dobrze, że kardynał Dziwisz mówi, iż Kościół kocha dzieci, które już są na świecie dzięki in vitro. Ale w zasadzie co to kogo obchodzi? A tych, które się urodzą Kościół nie będzie kochał? Na litość Boską! Wierzę w Boga i nie wyobrażam sobie, żeby robił tego typu rozgraniczenia i mam nadzieję, że rodzice, którzy stają przed decyzją o poddaniu się zabiegowi, a są katolikami, też w to nie wierzą. Rozgraniczajmy kochani co Boskie, a co Kościelne.

4 thoughts

  1. Aniu ja to myślę, że polowanie na czarownice i magów w Pl powinni zacząć od RZĄDU !! tam to dopiero czarna magia się odprawia. Moje zdanie na in-vitro – to Błogosławieństwo dla Wielu Niespełnionych.
    Pozdrawiam xx

    Polubione przez 1 osoba

  2. Jeśli dobrze rozumiem nie zdecydowaliście się na invitro bo macie syna. Tak jak my. Długo myśleliśmy. Robiliśmy badania. Nie wykryli konkretnej przyczyny naszej wtórnej niepłodności. Niby podwyższona prolaktyna u mnie ale się wyrównała. Niby u męża trochę za mało plemników. Ruchy niby nie takie. Ale bez tragedii. Stumulacja owulacji. Sex dziś bo trzeba… Wielu mówiło macie szczęście, że macie dziecko Mamy. Wiem. Ogromne. Ale mamy też świadomość czego nie mamy. I czego nie przeżyje nasze dziecko. Ale po huśtawce emocjonalnej naszych prób, po przeprowadzce jak się już ta część unormowała… doszliśmy do wniosku, że nie damy chyba rady. Ze ten czas, energię, pieniądze zainwestujemy w naszą trójkę. Dom. Podróże. Przyszłość. Nie chcę wartościować. Może rzeczywiście było nam łatwiej odpuścić bo mamy Syna. Może trudniej. Ale od invitro wszystkim WARA!!!

    Polubione przez 1 osoba

    1. Tak, poddaliśmy się wtedy. Miałam za sobą dwa poronienia. Przy pierwszym usłyszałam, że nie reauguję normalnie na poronienie! Natura robi swoje i mam się nie buntować. Przy drugim miałam paradoskalnie szczęście. Pobiegłam do szpitala po zastrzyk, bo konflikt serologiczny i muszą podać w ciągu 72 godzin immunoglobulinę anty D. Tam przyjął mnie na sobotnim dyżurze inny lekarz, którego zmusiłam do przejęcia historii mojej choroby. Po pół roku trafiłam do specjalisty od in vitro. Dzięki Opatrzności. Laparoskopia. Wyrok, który znałam już dawno i gdyby pierwszej pani doktor chciało się słuchać, co pacjent mówi, udałoby się nam uniknąć tej traumy. Ale nie. Chyba tak miało być. Operacja była w Belgii, my mieszkaliśmy już w Holandii. Mieliśmy Syna i żadnych znajomych ani rodziny, u której mógłby zostać. Przeszłam trzymiesięczne leczenie endometriosis, ale gdy lekarz powiedział: za miesiąc możemy próbować, odpowiedziałam: nie. Chyba sama byłam tym „nie” zaskoczona. Tak bardzo chciałam zawsze mieć troje dzieci… Jednak dojazdy godzinami, hotele, stres dla Męża i Syna, sprawiły, że to „nie” przeszło mi przez gardło. „Poczekamy do lata”, powiedział lekarz. „Dobrze”, odpowiedziałam. „A ile mam procent szans, że uda się bez in vitro?”, zapytałam. Uśmiechnął się delikatnie „Dziesięć”. „Ok. Wezmę te dziesięć. Do zobaczenia doktorze”. Wróciłam do domu. Całą drogę w aucie myślałam, jak powiem o tym Mężowi. Zgodził się ze mną. Zapisałam się na kolejne studia. Odpuściłam i stał się Cud. Cud ma na imię „podarunek”. I dziękujemy za Niego wszyscy codziennie, i ja, i Mąż, i Syn.

      Polubienie

  3. Aniu .. pięknie napisałaś .. Ci, którzy tak mocno hałasują i wiedzą wszystko lepiej powołując się na łączność z Bogiem to są krzykliwi często zawistni pseudo-chrześcijanie … nie są dla mnie żadnym autorytetem ot oderwani od życia starsi mężczyżni w sutannach co nie musieli nigdy sprawdzić się w prawdziwym życiu a potem obrośli w piórka i przywileje, żyjąc w pałacach i być wożonymi limuzynami na koszt podatnika … szkoda na nich czasu Ci ludzie już się nie zmienią …
    na szczęście tolerancja rośnia na przekór krzykaczom .. pomyśl teraz a 25 lat temu jestem optymistą na przyszłość .. wieś i wschodnie rejony zmienią się jako ostatnie ale to tylko sprawa czasu
    pozdrawiam bardzo ciepło

    Polubione przez 1 osoba

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s