Emigracja wiąże się nierozerwalnie z ludźmi, których spotykamy na każdym kroku naszej drogi. Ludzie pojawiający się wokół nas są naszymi nauczycielami. Nie dosłownie, bo nie siedzimy przecież w ławce szkolnej, chyba że uczymy się języka obcego. Pisząc nauczyciele mam na myśli fakt, że z każdego spotkania płynie dla nas nauka, jakaś lekcja do wykorzystania w dalszym życiu.
Muszę przyznać tutaj, że miałam i nadal mam szczęście do ludzi. Jestem wdzięczna losowi za wszystkich, tych dobrych i tych złych. Spotkanie złych pomogło mi stawić czoła moim lękom i w znacznym stopniu je pokonać, nauczyć się w porę rozpoznawać, że nadciągają i zdusić, zanim całkowicie opanują mój umysł. Zrozumiałam też, że to, co powiedział Budda:
„What you think, you become.
What you feel, you attract.
What you imagine, you create.”
znajduje naprawdę odzwierciedlenie w życiu. Dlatego bardzo trzeba dbać o nasze myśli, uczucia i wyobraźnię.
Jestem wdzięczna losowi za moich nauczycieli w szkole podstawowej i średniej. Rodzicielska miłość pierwszych wychowawców i trochę twarda, ale czuła, troskliwa opieka wychowawczyni w szkole średniej dały mi chociaż odrobinę wiary w siebie. Nigdy nie zapomnę, jak moja Anka (wychowawczyni w szkole średniej) po egzaminach maturalnych powiedziała: „Nie martw się Anka, i tak zostaniesz nauczycielką”. Te słowa towarzyszyły mi w czasie studenckiej edukacji. Ona wiedziała, wierzyła, więc ja też.
Potem miałam fantastycznego profesora, był moim promotorem zarówno podczas pisania pracy magisterskiej, jak i doktorskiej, którą z czasem zdecydowałam się obronić, mając już dwuletnie dziecko. Gdyby nie on, pewnie bym się poddała. Traktował mnie jak równą sobie, a jednocześnie był dla mnie jak ojciec, prawdziwy przyjaciel.
Potem był dyrektor liceum, który mnie zatrudnił mimo, że na rozmowie o pracę pojawiłam się z wielkim brzuchem. Do końca życia będę mu wdzięczna. I moim uczniom. Fantastycznym, wrażliwym istotom, które uczyły mnie codziennie i uczą nadal, bo z niektórymi ciągle mam kontakt, za co im z serca dziękuję. Dziękuję Wam Kochani! Dziękuję i przepraszam, że nie zawsze byłam w najlepszej formie.
W czasie sześciu lat mojej pracy w liceum, życie moje stanęło na głowie. Dojrzałam do decyzji, która stała się początkiem jeszcze większych zmian, odkrywania siebie, poznawania, rozumienia i ciężkiej pracy, która trwa nadal, codziennie, nieustannie.
Mojemu byłemu mężowi jestem wdzięczna za Syna. Duży jest cudowny, kochany i pyskaty. 176 cm wysoki, młody mężczyzna, z włosami do połowy ramion, który przychodzi przytulić się do mamy albo przytulić mamę, albo potrzymać mamę za rękę, gdy widzi, że mamie ciężko w czasie jakiejś rozmowy. Nie mogłam wymarzyć sobie więcej.
Francuzowi, który potem pojawił się w moim życiu, za to, że po raz pierwszy w życiu mogłam poczuć się piękna i kochana, ale i za to, że zrozumiałam jak ogromna praca przede mną, i że nie zdołam jej wykonać u jego boku.
Mojemu obecnemu Mężowi za to, że okazał się moją przystanią, moim domem. Za dwóch kolejnych fantastycznych Synów, choć jak Eric ciągle powtarza, to on dziękuje mi za nich. I tak dziękujemy sobie oboje, prawie codziennie. I ja dziękuję Opatrzności za Trzech Synów, którzy codziennie zaskakują mnie mądrością, bezgraniczną miłością do drugiego człowieka i dobrocią, serca i duszy. Jestem dozgonnie wdzięczna Opatrzności, że mnie nimi obdarzyła i gdzieś tam po cichutku sobie, że udało mi się na nich zasłużyć. Dziadkowi Józefowi, który już chyba w nowym wcieleniu pojawił się na ziemi, że mnie do Eryka wysłał.
Dziękuję za holenderskich sąsiadów, dzięki którym czuję się tu u siebie. Nie jestem jakąś tam obcą Polką, tylko Anią. Przyjaciółką, przyszywaną siostrą, ciotką, kumpelą. Dzięki ludziom, którzy mnie otaczają jestem tu swoja. Dziękuję za tutejszych lekarzy, wszystkich, jakich miałam przyjemność spotkać. Często zupełnie niespodziewanie. Za obcych ludzi, którzy przychodzą coś kupić (przez coś podobnego do polskiego Allegro). Za sprzedawczynie i sprzedawców w okolicznych sklepach, którzy rozpoznają mnie po głosie przez telefon i gdy Mąż przychodzi po zakupy, pytają czy ze mną wszystko w porządku. Za każdego, kto w jakiś sposób stanął na mojej drodze albo ja na jego. Za moich przewodników duchowych, że w momentach kryzysu oświetlają mi drogę.
Nie wiem nawet jak dziękować mojemu mentorowi, za to, że zdecydował się przeczytać moje pierwsze tłumaczenie i powiedział, że na tłumacza się nadaję. Za to, że wytrzymuje moje załamania i motywuje do działania. Za to, że wysłuchuje mojego jęczenia ze spokojnym uśmiechem i przywraca mnie do pionu, gdy chcę zrobić coś głupiego.
Dziękuję moim przyjaciółkom, które gdy było trzeba potrząsali mną mocno, bym otworzyła oczy.
Mam za co dziękować i mam za kogo. Długo mogłabym jeszcze pisać.
Jedno wiem na pewno kochani, jeśli otworzycie Wasze serca i umysły, i z miłością spojrzycie na innych, oni zobaczą Was naprawdę. Nie Waszą kolejną maskę, ale czysty płomień Waszych serc i duszy.
Nigdy się nie poddawajcie! Każdy moment jest dobry, by zacząć od nowa. Nie jest ważne czy masz 21 lat, 41, czy 61. Wybierz drogę, która uczyni Cię szczęśliwym. Szczęście to to, co robisz, kim jesteś, z kim jesteś, kim, czym się otaczasz. Szczęście jest w Was i wokół Was.
Przytulam.
Ania
Cudowna postawa, która poprawia komfort naszego życia (czasami trzeba długo się tego uczyć). Pozdrawiam.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Dziękuję bardzo! ☺️
PolubieniePolubienie
Bardzo się wzruszyłam. Musisz być dobrym człowiekiem, że przyciągasz ciepłych i mądrych ludzi. Holenderki powinny być zadowolone, że mają taką wspaniałą sąsiadkę. Wystarczy posłuchać teo, jak u każdego spotkanego doszukujesz się pozytywów i wydobywasz z nich samo dobro..
Serdecznie pozdrawiam
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Bardzo dziękuję za te ciepłe słowa. Oczywiście ludzie są różni. Staram się unikać tych negatywnych i ciągle narzekających. Mówię tylko grzecznie dzień dobry, uśmiecham się, a na pytanie: co słychać? odpowiadam: wszystko dobrze. Przez lata nauczyłam się dobrze obserwować ludzi i tym, którzy tak naprawdę nie chcą słuchać, nie mówię nic. Jutro idę na kawę do sąsiadki, która niestety w czerwcu się wyprowadza, ale zadzwoniła do mnie już, żebym dowiedziała się od niej, a nie od kogoś innego. Na zaufanie ludzi trzeba sobie zapracować. Ja mam to szczęście, że Opatrzność obdarzyła mnie otwartym umysłem i sercem, a ludzie bardzo dobrze to wyczuwają. Pozdrawiam cieplutko!
PolubieniePolubione przez 1 osoba