W pewnym momencie życia to pytanie zadaje sobie wielu ludzi. Często słyszymy też wokół nas: odpowiedz sobie na pytanie: kim jesteś? Zadaj sobie pytanie: kim jesteś? A zaraz potem: czego chcesz? Jaki jest cel twojego życia? Dokąd zmierzasz?
Trudne pytania i jeszcze trudniej znaleźć na nie odpowiedź. Może nie dla wszystkich. Dla mnie tak, tak było. Dziś wiem, kim jestem. Głównie dzięki ciężkiej pracy nad sobą, której w zasadzie nie ma końca. Tak, praca nad sobą trwa całe życie. Zawsze można coś tam poprawić, ulepszyć. I nie, nie chodzi mi o operacje plastyczne. Chyba nie mogłabym się żadnej poddać w celu ulepszenia, poprawienia swojego wyglądu. W końcu zdałam sobie sprawę, że wszystko, co chcę zmienić w mojej fizyczności mogę wypracować ćwiczeniami (nie, nie jestem szalona, nie ćwiczę godzinami codziennie). Reszta została zaakceptowana i pokochana. Przeze mnie także.
Praca nad sobą pozwoliła mi zmienić w sobie to, co przeszkadzało mi w kontaktach z innymi i ze sobą samą.
Dziś mogę powiedzieć, że jestem sobą. Tak. Jestem sobą. Kiedyś byłam córką, jakiej chciała moja matka. Zachowywałam się tak, by spełnić jej oczekiwania i za nic na świecie nie zawieść (wynikało to z różnych względów, kiedyś o tym napiszę). Robiłam wszystko, by była zadowolona. Od przepisywania setkami stron w zeszytach, bo był tam jeden błąd, przez ubrania, koleżanki, kolegów, chłopaków, po przyjazdy do domu ze studiów na zawołanie, bo „mamę tak boli serce”. Nie zrozumcie mnie źle. Kocham moją mamę. Robiła i robi, co może, by było nam „lepiej niż jej”, robiła „dla nas”, itp.
W końcu się zbuntowałam i wyszłam za faceta, za którego wcale nie chciałam wychodzić, i który, co oznajmił mi po tygodniu małżeństwa, nie chciał się jeszcze żenić, mimo że mnie kochał. O! I dla niego też byłam kimś tam, kim chciał, żebym była. I dla wszystkich wokół. Jak długo jednak można być kimś innym? Kiedy zaczęłam być sobą, powiedzmy – wracałam ja, kłóciliśmy się straszliwie. Regularnie raz na dwa tygodnie, potem co tydzień. W końcu rozstaliśmy się. Było dramatycznie.
Potem byłam z kimś, kto mówił mi, co chciałam usłyszeć, czego nigdy praktycznie nie słyszałam od faceta. Okazało się jednak, że na dłuższą metę to nie wystarcza.
W dniu, kiedy rozpoczęła się moja, nasza przygoda z Mężem moje życie zmieniło się o 360 stopni. Nagle byłam w domu. Nie musiałam nikomu niczego udowadniać, nie musiałam walczyć o siebie, nie musiałam być kimś tam, kim oczekiwano, że będę. Mogłam być sobą.
Świadomość, że twoja gonitwa się skończyła i możesz po prostu odpocząć jest czymś nie do opisania. To tak jakbyś po biegu, odbierającym ci siły i możliwość oddychania, dotarła do mety. Wykończona, ale szczęśliwa, że ci się udało.
Naprawdę, udało mi się. Codziennie za to dziękuję Opatrzności. Oczywiście to odkrycie , że mogę być sobą było dopiero początkiem zmian i ciężkiej pracy. Jednak dokonałam czegoś. Nie wszystkie potwory udało mi się pokonać. Czasem coś tam jeszcze wychodzi z szafy. Jednak kiedy słyszę od mojej starszej przyjaciółki i jednocześnie doświadczonej pani psycholog, że lśnię dobrem i mądrością, chce mi się. Wszystko mi się chce. Nie zamierzam się poddawać. Nigdy. Mam wsparcie, o jakim nawet nie marzyłam, w Mężu i w Synach. Dla moich czterech chłopaków jestem najważniejsza na świecie. Nauczyłam się dbać o siebie i siebie kochać. Czegóż chcieć więcej?
Jestem sobą. Kobietą szaloną i nieprzewidywalną. Kochającą tak mocno, że czasem aż boli. Matką przede wszystkim! Teraz mogę nią być, bo w tym związku nigdy nie musiałam walczyć o swoje miejsce. Matką synów, którzy patrzą na mnie z taką miłością, że oprócz niej nic się nie liczy. Matką nastolatka z autyzmem, który poza krzyczeniem: nie mamo, zostaw mnie w spokoju!, potrafi też przyjść, usiąść obok i się przytulić. Matką pięciolatka, który ma oczywiście swoje chimery, ale tylko mama jest w stanie go uspokoić. Matką ośmiomiesięcznego brzdąca, który bez mamy nie może zasnąć i na jej widok pokazuje w uśmiechu swoje prawie bezzębne dziąsła. Żoną mężczyzny, który całkowicie odmienił moje życie, jest najlepszym mężem, człowiekiem i ojcem, jakiego znam. Jestem też nauczycielką, nie zawsze dobrą, za co przepraszam moich uczniów. Pamiętam Was wszystkich do dziś! Jestem kobietą ambitną, chcącą zrealizować jeszcze jedno marzenie dotyczące kariery zawodowej i słowo daję – nikomu nie dam się powstrzymać. (Nie, nie, po trupach do celu to nie moje motto. Raczej – jest wiele możliwych dróg, wypróbuj kolejną, jeśli ta, którą idziesz okazała się ślepą uliczką).
Pozdrawiam Was wszystkich serdecznie – Ja
Masz mój szacunek. Przy trójce dzieci pracy mnóstwo, obowiązków rozmaitych bez liku. A jeszcze dbasz o siebie, podziwiam. Mnie ćwiczenia nie wychodzą, tak sobie tłumaczę, dlatego rozumiem tych, którym się nie udaje i podziwiam obowiązkowość tych, którym się udaje.
Serdecznie pozdrawiam
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Dziękuję! Chodzę raz w tygodniu na fizjoterapię. Tam robię wszystkie ćwiczenia, które wzmacniają miednicę. Po trzech ciążach nie mogłam się schylić nad wanienką. Nie miałam wyjscia. Poza tym chcę znów nosić moje ubrania! 🤪. Nieco ponad 8 kg za mną. Jeszcze trochę. Nie spieszę się. Nie schodzi tak szybko, jak bym chciała, ale cóż. Trójka dzieci i brak regularnego snu. Okazuje się, że w odchudzaniu ważny jest sen!
Pozdrawiam cieplutko!
PolubieniePolubienie