Praca

Wstałam o 5:40. Chyba dlatego, że padłam wczoraj razem z dziećmi. Zaraz po wzięciu prysznica miałam zabrać się za pracę, czyli tłumaczenie. Niestety. Zobaczyłam pranie, które trzeba zebrać i to, które trzeba włożyć do pralki i to, które trzeba wyjąć z suszarki i złożyć. Gdy skończyłam obudził się Malutki. Przebrałam go i dałam mu mleko. Potem próbowałam obudzić Męża, bo to miał być jego dzień na zajmowanie się dziećmi, a mój na pracę. Łatwo nie było, ale wstał.

Niestety Malutki nie chciał jeść, mama musiał nakarmić i przebrać.

Zawsze jest tysiąc rzeczy, które trzeba zrobić. Teraz na przykład przykleja się do mnie Średni, wołając: mamaaaaa. I tak w kółko. Według sąsiadki muszę wyjść z domu, żeby pracować. Zgadzam się z tym. Niestety wszędzie, gdzie się udasz musisz zapłacić choćby za jedną kawę, żeby pracować. W tej chwili nawet na tę jedną kawę mnie nie stać. Czuję się winna, że nie ogarniam, nie zarabiam, ale wydaję. A skoro tak, nie powinnam nigdzie wychodzić, tylko pracować w domu. I tak koło się zamyka. W efekcie niewiele robię. Mam bardzo mało czasu na pracę, choć staram się, jak mogę.

„Pracuj, jak twoje dzieci śpią.” „Rozkładaj matę, jak kładą się spać i ćwicz.”

Jezus. Ludzie kochani. Jak moje dzieci w końcu idą spać mam tysiąc rzeczy do zrobienia. Słowo daję, rozkładanie maty nie jest moim priorytetem. Chciałabym móc wtedy pisać i tłumaczyć. Nie chodzi o jakieś leżenie na FB czy innych mediach. Ja lubię pisać i nie mogę bez pisania. Lubię pisać i lubię tłumaczyć. Nie chcę żyć bez tego. Niestety czasem nawet tego nie mogę robić, bo padam ze zmęczenia. Zasypiam z dziećmi. Budzę się w środku nocy, biorę prysznic i zwykle kładę się spać dalej. Nie będę przecież zaczynać o 2 w nocy? Chyba, że mam nóż na gardle, a na razie nie mam.

Dziś zrobiłam już sześć prań (jest 17:40). Na szczęście nie mam żadnych taryf na energię. Przed chwilą podszedł Malutki, wołając: mama, mama, mama. I tak tu mija czas. Czas. Czas. Czas. Czas.

„Czas też jest towarem” to tytuł felietonu Sylwii Chutnik. Tekst ukazał się w „Wysokich obcasach” z 27 lipca 2019. Genialny, jak zwykle i o tym, co naprawdę może matka trójki dzieci, nawet jeśli nie jest samotna. No bo tak naprawdę może nic. Goni w piętkę. Teksty: „dasz radę”, „możesz”, „zmień myślenie”, „inne mogą”, „patrz, ta matka ćwiczy z dzieckiem, ty też możesz” wyprowadzają mnie totalnie z równowagi. Nie chcę tu przeklinać, choć mam te brzydkie słowa na końcu języka. Bo do cholery! Kiedy ja mam ćwiczyć w domu?! Pytam się?! Ile z tych ćwiczących matek z dziećmi ma troje dzieci w różnym, trudnym wieku, z których każde wymaga całkowitej uwagi?! No ile do cholery?!

Partner mojej sąsiadki kazał jej się porównywać tylko z tymi, które mają trójkę, a nie z innymi. Tylko wtedy to coś tam może znaczyć. I też niewiele, co przecież każda sytuacja rodzinna jest inna. Moja sąsiadka z trójką dzieci ma teściową, która raz w tygodniu regularnie przyjeżdża 3 godziny pociągiem, by jej pomóc 1 dzień. Nocuje wtedy wieczór wcześniej i już coś robi. Pomaga. Sprząta. Kąpie dzieci. Następnego dnia sąsiadka wychodzi na całe przedpołudnie i robi co tam chce. Choćby siedzi w kawiarni i pije kawę, czytając prasę. Ja nie mam tak dobrze. Moi Rodzice 1300 km stąd, nie przylecą co tydzień, a teściowie zrobieni inaczej…

Nie mam czasu iść do toalety, żeby się wypróżnić! Ledwo zdążam na siku, a czasem i tak Malutki siedzi mi na kolanach. Przed chwilą wieszałam pranie, a moje dziecko stało płacząc i wyciągając ręce w górę. Jak nie powieszę tego pieprzonego prania, zacznie cuchnieć i trzeba je będzie prać od nowa! Jak nie wypiorę przynajmniej raz codziennie, będę stała jak kretynka trzy dni z rzędu przy pralce. Tak to jest, jak się ma czterech facetów w domu i żaden z nich nie lubi śmierdzieć. Dzięki Bogu.

Kiedy do cholery mam medytować? Kiedy mam ćwiczyć w domu? I niech mi nikt nie mówi, że jestem źle zorganizowana, bo słowo daję, zacznę strzelać! Mam procę!

Nie gotuję wykwintnych obiadów. Żadnych prawie, chociaż wszyscy jedzą. Niestety każdy je coś innego, niczym w restauracji. Nie zmuszam dzieci do jedzenia tego samego. Mąż też nie. Chyba dlatego, że jego zmuszano do zjadania wszystkiego, co na talerzu i tylko w dniu urodzin mógł wybrać, co chce jeść. Nie oceniam. Każdy ma swoje, nie wiem, jak to nazwać.

Nie wiem, jak znajduję czas, żeby oddychać. Brakuje mi słów, ze zdenerwowania i z pośpiechu, nie mogę ich sobie przypomnieć.

Nie, to nie jest użalanie się nad sobą. To skrawek mojego życia. Malutki skrawek. Nie mam czasu przygotowywać dietetycznych posiłków, chodzić do szkoły sportowej czy na siłownię. Przypala mi się nawet marchewka, bo nie mogę stać i jej pilnować, a rosół jest zmarnowany zanim jeszcze na dobre zacznie się gotować, bo przecież, musi wolniutko, a ja nie mogę stać nad kuchnią, nawet 5 minut! Muszę iść do dziecka, które właśnie woła, na przykład, żeby wytrzeć mu tyłek.

Za chwilę początek roku szkolnego i akademickiego (w Holandii zaczyna się od września). Czasu będzie jeszcze mniej i obowiązków przybędzie. Moje dni zrobią się jeszcze bardziej zakręcone, pomiędzy zajęciami szkolnymi i pozaszkolnymi, codziennymi obowiązkami. Ja jestem gdzieś na końcu.

Każdy mi powtarza, że muszę mieć czas dla siebie. Czas dla siebie. Co to w ogóle znaczy? Ja się cieszę, jak mogę wziąć prysznic bez płaczu pod drzwiami łazienki i choć raz w ciągu dnia wypić ciepłą kawę (to zwykle po 20:00). I tak, piję kawę tak późno. Jestem tak zmęczona, że nawet taka późna kawa nie powstrzymuje mnie od zasypiania na siedząco.

Pozdro!

Ania

Jedna myśl

  1. Jesteś dzielna – ale to docenią tylko ci, którzy byli w zbliżonej sytuacji… a oni nie tworzą trendów i nie okupują social mediów, bo zwyczajnie nie mają na to czasu. Zatem – trucizna pt ‚ona daje radę, czemu ty nie?’ sączy się kanałami wszelakimi, bo sterują ludzie, którzy nie mają zap**** od rana do nocy.

    Polubione przez 2 ludzi

  2. To jest ciężki czas… Absolutnie rozumiem Twoją frustrację i niemoc, bezsilność.
    Dusza chce rzeczy wzniosłych, kreatywnych, a tymczasem nie ma, jak realizować potrzeb ciała.
    Mogę tylko powiedzieć, że z każdym miesiącem będzie łatwiej, a jak najmłodsze dziecko pójdzie do szkoły – tym bardziej. Choć tak naprawdę przy trójce dzieci – czas zawsze będzie towarem deficytowym.
    Pozdrawiam.

    Polubione przez 1 osoba

  3. Myślę, że czas najwyższy , byś nie oceniała siebie jako osoby, która nie daje rady. Wiedz, że ja na Twoim miejscu połowy rzeczy bym nie zrobiła, bo z trójką dzieci nie byłoby możliwe choćby te tłumaczenia i gotowania każdemu oddzielnie. Pytam, jak Ty to robisz, że dajesz radę?
    Serdeczności zasyłam

    Polubione przez 1 osoba

  4. Ehh kochana,,, . Przyjedz do mnie , u mnie czworka dzieciaczkow😉 tez mam rodzicow ktorzy mieszkaja tysiac km stad, tesciowie nie zyja. Rosol – nie ma czasu, max 30 min i musi byc gotowy bo jak nie, to maz i dziatwa dadza mi czadu. Siku- daje rady nawet z malutka na rekach. To drugie -nie da rady, niech sie dra w nieboglosy, to drugie to sprawa pierwszorzedna i to robie tylko i wylacznie w obecnosci mojej wlasnej. Pranie, dokladnie jak u ciebie, a pamietam jeszcze moment jak w piatek pekla pralka, a w sobote suszarka😱😱trzy dni bez pralki z trojka sxkolniakow i maluskim berbeciem. A jak juz dostalam nowa pralke to plakalam ze szczescia ze w koncu ,,mam i ja,, .
    Ale chcialam ci powiedziec ( nawet jezeli poleje sie w tej chwili na mnie hejt , nienawisc i ,,jak smiesz,, ) znajdz minute dla siebie, znajdz dwie minuty dla siebie. Nie pranie, nie gotowanie, nie sprzatanie… tylko to co lubisz, to co daje ci wytchnienie, odpoczynek i natchnienie do dnia kolejnego, bo nie daleka jest twoja droga do burn-out lub depresji. I wiez mi – to nie jest absolutnie to czego teraz bys chciala.

    Polubione przez 1 osoba

Dodaj komentarz